Zobacz także
BRAK
Trenerzy - prywatnie o ,,Starości
Katarzyna Ziomek
„Możesz, jeśli myślisz, że MOŻESZ!”
[Norman Vincent Peale]
Starość to dla mnie smak żółtych czereśni, które dostawałam do przedszkola od Babci, zapach kartoflanego pola Dziadka i bezwarunkowe umiłowanie życia, jakie każdego dnia wyrażała była więźniarka obozu w Ravensbrück, którą poznałam ponad trzydzieści lat temu.
Za Koheletem powtarzam, że starość to czas zbiorów. Etap naszego życia, kiedy „chcę” wygrywa z „muszę”, „już wiem” z „co teraz?” i „dziękuję bardzo” z „proszę”.
Od pierwszej myśli, która powstała w głowie rodziców – „chcemy Cię!” – do naszego ostatniego tchnienia – wciąż się starzejemy… Latami zbieramy radości, smutki, doświadczenia i mądrości, którymi „na starość” dzielimy się jak chlebem.
Dobrze byłoby móc odnosić się do wiedzy, korzystać z umiejętności życiowych i doświadczeń, jakie posiadają starsi ludzie. Dzięki takim działaniom, pokolenie dzisiejszych Młodych - zyskuje szanse na szybszy rozwój, a Starsi czują się nadal doceniani, potrzebni i kochani.
Na symbol godnej, mądrej, wesołej i pożytecznej Starości wybrałam wiewiórkę. Uważam, że zwierzątko to, jak żadne inne pasuje do motta mojej wypowiedzi, słów N. V. Peala: „Możesz, jeśli myślisz, że MOŻESZ!”
Katarzyna Ziomek
Magdalena Skórkowska
STAROŚĆ to dla mnie ogromna SIŁA…
Siła życia i przebywania z kimś BLISKIM…. Słyszę tę siłę i obserwuję ją każdego dnia.
Cieszę się widząc uśmiechniętą Parę Staruszków, energiczną Starszą Damę oraz Starszego Pana z fajką i pogodą ducha…
„Moja starość” to przede wszystkim ogromna tęsknota i lęk…
To brak możliwości bycia razem każdego dnia, to przeogromna strata dla mojej córki i być może Twojego syna….
Dla młodych ludzi ten brak to strata ważnego punktu odniesienia, to strata pewnej płaszczyzny na której WARTOŚCI nie wymagają dodatkowego załącznika.
Dla „mojej starości” to także borykanie się oraz radzenie sobie w osamotnieniu z wymaganiami trudnego świata….
Dla mnie samej to piękne WYZWANIE, APEL do każdego:
NIE ZOSTAWIAJMY ICH!!! TAK JAK ONI NIE ZOSTAWILI NAS!!!
JESTEŚMY SOBIE BARDZO POTRZEBNI…. A reszta… ułoży się sama, scenariusze „Kiedy?” i „Jak?” ułoży za nas życie i jego SIŁA…
Skąd o tym wiem? Powiedziała mi to moja BABCIA, trzymając mnie na kolanach, w pokoju na drugim piętrze poniemieckiej, malborskiej kamienicy (zajadałam się wówczas upieczoną przed chwilą, pachnącą drożdżówką), słyszę JEJ głos a wraz z nim cichutkie, ciepłe i miłe gruchanie gołębi…
Magdalena Skórkowska
Katarzyna Kozłowska
Z POKOLENIA NA POKOLENIE
Kiedy byłam mała lubiłam wyjazdy na wieś, do dziadków. Świeże powietrze , proste potrawy i mnóstwo wolnego czasu. Czego chcieć więcej?
Beztroski czas minął bezpowrotnie, gdy babcia niespodziewanie zmarła, a niedługo po niej pożegnał się z życiem dziadziuś. Od ich odejścia minęło 31 lat a ja do tej pory pamiętam ciepłe dłonie babci pachnące mlekiem.
Nie dane mi było oglądać mojej kochanej babuni niedołężnej i schorowanej. Los nie wystawił mnie na próbę. Czy wyszłabym z niej zwycięsko, czy podołałabym trudom opieki? Tego można dowiedzieć się w jeden tylko sposób: doświadczając na ,,własnej skórze”.
Teraz coraz częściej myślę z lękiem o moich drogich rodzicach, bo czas, który póki co jest dla nich łaskawy, to jednak biegnie nieubłaganie; przyjdzie chwila, że trzeba będzie zdać egzamin z miłości. Wiem, że podołam – dlaczego? - bo jestem im to winna, podołam – po co? żeby dać przykład swoim dzieciom. Czy one będą mi towarzyszyć do końca moich dni? Mam taką cichą nadzieję…
Dzieci nie wolno przed starością chronić. Z dziećmi o starości należy nie tylko rozmawiać, trzeba je w tą starość ,,włączać”. Korzyści z tego będą obopólne, tego chyba nie trzeba tłumaczyć, bo każdy powinien wiedzieć, że pokoleniowa więź jest gwarantem na to, że rodzina przetrwa mimo przeciwności losu.
Jeśli zaś pozwolimy dzieciom oglądać dziadków tylko od czasu do czasu i to pod warunkiem, że są oni w dobrej kondycji psychofizycznej, to wychowamy je na bezduszne, samolubne istoty, i nie zdziwmy się, że na starość zostaniemy potraktowani tak, jak to opisała Dorota Terakowska w książce ,,Ono”:
,,To jest tak: najpierw kochasz swoją matkę i gdy ona niejasno ci wspomni, że kiedyś odejdzie na zawsze, to wtedy płaczesz i wołasz: "Nie, mamo! Mamusiu! Ja nie chcę! Wolę umrzeć z tobą!". Potem dorastasz, życie wydaje ci się coraz ciekawsze, zbyt ciekawe, by odchodzić dobrowolnie. Myślisz: "Kocham ją, ale ona umrze przede mną". I już tylko przyrzekasz, że nigdy jej nie porzucisz. Ale czas płynie i ona coraz mniej przypomina siebie. W twojej miłości jest coraz więcej zniecierpliwienia, a czasem wstrętu, bo ona robi się niedołężna, musisz ją pielęgnować, myć. Jej niedołężność wydaje ci się obrzydliwa i marzysz o tym, by jej nie widzieć. Zaczynasz rozglądać się za TAKIM domem i mówisz sobie, że to dla jej dobra. Będzie tam miała fachową opiekę, pielęgniarkę i lekarza na zawołanie, inne staruszki do towarzystwa...a z resztą ona już nie zawsze cie rozpoznaje, może nawet jest jej obojętne, czy to ty, czy ktoś obcy. Więc się jej pozbywasz. Początkowo odwiedzasz ją codziennie, potem raz w tygodniu, raz w miesiącu, później już tylko w dni świąteczne, a potem najwyżej na Boże Narodzenie lub na Wielkanoc...(...)potem odwiedzasz ją raz w roku lub tylko telefonujesz i pytasz, czy jeszcze żyje. Ona, mamusia, dla której chciało się umrzeć, gdy było się dzieckiem”.
Katarzyna Kozłowska